Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Odkryj tajemnice holenderskiego wina

 
 
Czy “dobre holenderskie wino” jest oksymoronem? Czy istnieje możliwość wyprodukowania w Holandii pełnokrwistego czerwonego lub białego alkoholu? Czy można znaleźć tam znawcę win, którego “nos” nie jest zawsze zatkany przez wilgotny i wietrzny klimat? Czy holenderskie podejście do wina można podsumować zdaniem „dopóki ma 11% alkoholu”? Trochę dużo tych pytań…


Oto kilka faktów i liczb o winie (uwaga, to nie jest pomyłka!) z Holandii. 

1. Według staromodnie nazwanego tworu, jakim jest Wijngaardeniersgilde (Gilida Plantatorów Winorośli, założona w 1999 roku), Holandia posiada około 170 komercyjnych plantacji. Ponad 300 pozostałych należy do osób, które produkują swoje własne “wino marki wino”. 

2. W takim układzie gdzie można je znaleźć? Większośc winnic można odnaleźć na południu, w regionie Gelderland, a także w pobliskiej Limburgii, gdzie gleby są wyjątkowo łaskawe dla upraw. Plantacje znajdują się także w duzo bardziej wysuniętym na północ regionie Groningen. Koniec końców, winorośla w Holandii zajmują powierzchnie 300 hektarów, a w samym zaś Bordeaux 115 000 hektarów, co w dość obrazowy sposób pomaga zrozumieć skalę przedsięwzięcia. 

3. Pierwsze wzmianki o plantacjach winorośli na terenach Holandii pochodzą z okolic Maastricht i datowane są na rok 968, kiedy pojawiły się w ewidencji pewnej mało znanej saxońskiej królowej o imieniu Gerberga. Do momentu ochłodzenia klimatu w XVI oraz fali mrozów w XVIII wieku, holenderskie wino wydawało się nawet zdatne do picia. Niestety, klęski żywiołowe oraz polityka Napoleona (był on odpowiedzialny za wstrzymanie rozwoju produkcji win niepochodzących z Francji) zadały mu śmiertelny cios. Plantacje poszły w odstawkę, a piwo stało się preferowanym wyborem. 

4. Według znawcy wina, Nicolasa Klei’a, 15 lat temu holenderskie wina były tak kwaśne, że “Twoje zęby wypadłyby z buzi” już po pierwszy łyku. „Winowajcą” tego były specyficzne odmiany winogron: drobne i piekielnie wytrzymałe rośliny, uprawiane ze względu na swoją odporność i możliwość przeciwstawienia się holenderskiemu klimatowi. Niestety, ich owoce miały jedną niefortunną cechę – po fermentacji rozpuszczały ludzkie zęby. Od tamtego momentu wiele się zmieniło. Weźmy na przykład właściciela plantacji De Linie z prowincji Noord-Brabant. Po wieloletnich eksperymentach odnalazł formułę składającą się z 7 różnych odmian winogron, która udowadnia, że na holenderskiej ziemi można wyprodukować coś trafiające w gusta wymagających ekspertów, a pośród nich Hubrechta Duijkera, ale zarazem bezpiecznego dla uzębienia. 

5. Awantura o winogrona jest na tyle ważna, że warto poświęcić jej kolejny punkt. Klasyczne odmiany takie, jak: Riesling, Auxerrois czy Pinot Gris do tej pory wykorzystuje się na południu kraju, ale muszą one być otoczone opieką i prawdopodobnie znajdować się we francuskich rękach. Teraz przy produkcji białego wina najczęściej korzysta się z gatunków takich, jak Johanniter i Solaris, a czerwone powstaje z Regent i Rond. Trzeba było z nimi trochę „popracować” w laboratorium zanim udało się je przekonać do dojrzewania w późniejszej części roku i przeciwstawienia się pleśni. Dzięki temu nie trzeba już opryskiwać ich “smakowitą” porcją pestycydów, a powstały z nich produkt można zakwalifikować jako organiczny. To też tłumaczy, dlaczego te odmiany można także uprawiać w nieprzyjaznych (oczywiście tylko dla winogron!) miejscach takich, jak okolice Groningen. 

6. Najstarszą z nowo założonych winnic w kraju jest Slavante w Limburgii. Posiadłość znajdująca się na ziemiach należących wcześniej do klasztoru, została przemieniona w plantację przez amsterdamskiego kupca Frischa Boscha w 1967 roku. Po kilku zapleśniałych zbiorach i zmianach właścicieli, Slavante ustabilizowała się wystarczająco mocno, by produkować skromne 2000 butelek czerwonego oraz białego wina Slavante, wykorzystując rośliny Riesling, Müller – Thurgau oraz Pinot Noir. 

7. Holendrzy posiadają nawet własny festiwal wina, który odbywa się w mieście Groesbeek w Gelderland pod koniec września. Zjawisko to wydaje się być połączeniem awanturniczo jarmarcznego klimatu z poważnym i autentycznym próbowaniem wina. Groesbeek stało się ważnym miejscem dla amatorów trunku, od kiedy to szóstka rolników porzuciła pługi i przerzuciła się na uprawę winogron. Dzisiaj winnice w Groesbeek zajmują powierzchnię 20 hektarów. 

8. Pomimo tego, że holenderskie wina stają się coraz lepsze, żadne z nich nie jest eksportowane. Oczywiście nie dlatego, że Holendrzy uważają je za tak wyjątkowe i zazdrośnie wolą je zachować dla siebie. W porównaniu do trunków z bardziej uprzywilejowanych regionów, holenderskie wina są bardzo proste, a zarazem drogie. Holendrzy importują około 366 milionów litrów wina rocznie, podczas gdy produkcja rodzimego specjału liczy około 900 000 litrów. Według statystyk holenderskiego Centralnego Biura Statystycznego, w 2014 obywatele kraju “robili” średnio 20.3 litrów wina na osobę, w porównaniu do 68 litrów piwa. 

9. Najbardziej wysuniętą na południe winnicą jest De Planck w limburskiej miejscowości Slenaken. Najdalej na północy znajduje się plantacja Ol Diek w miejscowości Niuewolda w Gronigen. 

10. Każdy szanujący się kraj produkujący wino posiada narodowe zawody podczas których po degustacji wybiera się najlepszy wyrób. Holandia w tej materii nie odstaje od innych krajów. To naprawdę poważne wydarzenie, przeprowadzane według reguł ustalonych przez Organisation Internationale de la Vigne et du Vin. Narodowy konkurs na najlepsze wino w praktyce jest konkursem międzynarodowym, ponieważ bierze w nim udział także Belgia, która dołączyła do zawodów w 2012 roku. Tegoroczną edycję zakończyła nawet z dwoma złotymi medalami. Na szczęście była także mnogość srebrnych i brązowych medali dla tak uroczo nazwanych holenderskich win jak: Veluwsche Vreugde czy Polderlicht (Światło Polderu). 


 z: dutchnews.nl
Gość
Wyślij


Bliżej nas