Wyrok - bydż może jest to trafne i odpowiednie określenie tego co fachowym medycznym językiem nazywa się diagnozą. Ja z takim czymś żyję od 93 dni, które spędzam w sali szpitalnej. Wszyscy wokół mnie opiekujący się i leczący zachowawczo - powiedzieli jedno to jest już koniec i nie ma na to żadnego ratunku. Tylko nikt nie jest wstanie określić terminu uprawomocnienia się tego "wyroku". Może to nastąpić dziś jutro pojutrze za miesiąc. I tak z tym żyję już 93 dni. Jestem przytomny świadomy i pomimo tego, że początkowo nie docierało to do mnie teraz już się z tym oswoiłem - nie wiem kiedy to nastąpiło. W przeciwieństwie do niektórych Waszych wypowiedzi nie odczuwam żadnych wyrzutów sumienia, że coś mogłem zrobić a tego nie zrobiłem. Uważam, że na miarę swoich możliwości zrobiłem wszystko to co mogłem i powinienem zrobić. Nikogo nie obarczam tym, że dotarłem do "mety życia". Postanowiłem, że właśnie w tych chwilach pozostanę sam bez oczekiwania współczucia czy żalu. Wszyscy ludzie - bliscy znajomi, przyjaciele mają swoich problemów i zmartwień po cóż więć jeszcze jakieś dodatkowe problemy z czyimś "wyrokiem". Nie mając kontaktu z tymi spoza tego parku, w którym przebywam staram się nie wracać do przeszłości nie rozpamiętuję nad tym, że może uda się wywinąć i coś jeszcze będę mógł zdziałać. Do tej pory nikomu niczego nie zazdrościłem i szczerze nie zazdroszczę tego, że Wasze kalendarze mają jeszcze kartki, a w moim już się skończyły - cóż nie w takiej drukarni to zamawiałem. Z jednego jestem dumny poza granicami Polski jestem od 17 grudnia 89 roku, nigdy nie zapomniałem, że jestem Polakiem. To była i jest moja duma i zaszczyt. Pomimo wielu propozycji a niekiedy i zmuszania nie wyżekłemsię swego pochodzenia. Nigdy nie wstydziłem się swej ojczystej mowy i barw narodowych. Ale to wszystko już przeszłość. Dzisiaj cieszę się każdą następną wypitą herbatą czy kawą. Bo znowu ukradłem kilkadziesiąt minut. Dzisiaj nuczyłem się nawet ćpać - bo dwa razy dziennie podają mi morfinę. Nie jest to żaden specjalny odlot ale na kilka godzin pożegnanie się z bólem. Wiedzmo do wszystkiego idzie się przyzwyczaić obyś to musiała zrobić za sto lat. A przecież nie jetem krokodylem, który miał przeżyć trzysta lat. Pozdrawiam wszystkich. Nie bądżcie takimi pesymistami. Nawet dodatkowo przeżyte 10 minut to także radość.