Ciekawostki
Ile jest prawdy w legendzie o Latającym Holendrze i co wiemy o jego kapitanie?
Jaka jest historia tajemniczego statku-wimo? fotolia.com/ fot. milkovasa/ royalty free
Latający Holender, najsłynniejszy statek-widmo, od wieków fascynuje i inspiruje nie tylko marynarzy, ale także pisarzy, poetów czy artystów. Nie mniej interesująca jest historia jego okrutnego kapitana, który żył naprawdę i według wielu w pełni zasłużył sobie na swój złowieszczy los
Zwiastun nieszczęścia
Vliegende Hollander, czyli Latający Holender, to najsłynniejszy statek-widmo, na który natknąć się można – jak głoszą liczne legendy – w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei. Tę ostatnią należy jednak porzucić, jeśli dostrzeże się złowieszczy okręt. Jego widok zwiastuje bowiem wielkie nieszczęście, a nawet śmierć!
Legenda statku-widmo
Dawno, dawno temu, a dokładniej w XVII wieku, Willem van der Decken był najszybszym kapitanem na usługach niderlandzkiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Jego zadaniem było przewożenie i handel towarami między Królestwem a jego kolonią na Jawie. Van der Decken słynął z tego, że te ogromne odległości pokonywał w rekordowym czasie, a dla zmęczonej załogi nie miał najmniejszej litości, wyciskając z marynarzy ostatnie siły, aby tylko dopiąć swego.
Podczas straszliwej burzy niedaleko Przylądka Dobrej Nadziei, Van der Decken kazał swym ludziom płynąć dalej, mimo bliskiej wizji pewnej śmierci. Ubliżał on Bogu i wyklinał wszystko, przysięgając, że dotrze do celu. Nagle na pokładzie pojawił się anioł, co absolutnie kapitana nie poruszyło, a wręcz przeciwnie – wyciągnął on pistolet i próbował zastrzelić niebiańskiego wysłannika.
Van der Decken i jego statek, wraz z nieszczęsną załogą, zostali za to przeklęci na wieczność. Latający Holender już na zawsze miał się błąkać po morzach i oceanach, nigdy nie zawijając do żadnego portu i przynosząc nieszczęście wszystkim tym, którzy ujrzą go na swej drodze.
Podczas straszliwej burzy niedaleko Przylądka Dobrej Nadziei, Van der Decken kazał swym ludziom płynąć dalej, mimo bliskiej wizji pewnej śmierci. Ubliżał on Bogu i wyklinał wszystko, przysięgając, że dotrze do celu. Nagle na pokładzie pojawił się anioł, co absolutnie kapitana nie poruszyło, a wręcz przeciwnie – wyciągnął on pistolet i próbował zastrzelić niebiańskiego wysłannika.
Van der Decken i jego statek, wraz z nieszczęsną załogą, zostali za to przeklęci na wieczność. Latający Holender już na zawsze miał się błąkać po morzach i oceanach, nigdy nie zawijając do żadnego portu i przynosząc nieszczęście wszystkim tym, którzy ujrzą go na swej drodze.
Latającego Holendra podczas morskiej wyprawy zobaczył sam książę Jerzy, późniejszy król Wielkiej Brytanii – Jerzy V.
Przez setki lat wielu marynarzy wracało do domu z opowieściami o tajemniczym statku widmo i jego upiornej, na wpół nieżywej załodze. Ostatnia wzmianka o Latającym Holendrze pochodzi z 1972 roku, co oznacza, że Van der Deckenowi wciąż nie udało się złamać ciążącej na nim klątwy.
Prawdziwy kapitan
Kapitan Willem van der Decken to postać fikcyjna, bohater legend i powieści. Miał on jednak w świecie rzeczywistym swój pierwowzór – najprawdopodobniej niejakiego Bernarda Fokke.
Fokke był człowiekiem ambitnym i przez kilkadziesiąt lat dowodził statkami Kompanii Wschodnioindyjskiej. Tak jak upiorny kapitan Holendra był on niezwykle szybki i skuteczny, pokonując długie trasy w rekordowych czasach, co zostało odnotowane w gubernatorskich księgach po tym, jak przybijał do docelowych portów.
Nie był on także człowiekiem łatwym w obyciu, surowym i skupionym na swym celu, przez co zmuszani do ciężkiej pracy marynarze nie mieli do swego kapitana ciepłych uczuć.
Jego statek zatonął, tak jak Latający Holender z morskiej legendy, podczas sztormu w 1678 roku na wysokości Przylądka Dobrej Nadziei. Ani szczątków kapitana i załogi, ani wraku jego okrętu nigdy nie odnaleziono, co dało początek legendzie o statku-widmo.
Fokke był człowiekiem ambitnym i przez kilkadziesiąt lat dowodził statkami Kompanii Wschodnioindyjskiej. Tak jak upiorny kapitan Holendra był on niezwykle szybki i skuteczny, pokonując długie trasy w rekordowych czasach, co zostało odnotowane w gubernatorskich księgach po tym, jak przybijał do docelowych portów.
Nie był on także człowiekiem łatwym w obyciu, surowym i skupionym na swym celu, przez co zmuszani do ciężkiej pracy marynarze nie mieli do swego kapitana ciepłych uczuć.
Jego statek zatonął, tak jak Latający Holender z morskiej legendy, podczas sztormu w 1678 roku na wysokości Przylądka Dobrej Nadziei. Ani szczątków kapitana i załogi, ani wraku jego okrętu nigdy nie odnaleziono, co dało początek legendzie o statku-widmo.
To może Cię zainteresować