Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
7
Ombudsman rozpatrzył sprawę Polaka.

 
 
Rzecznik Praw Obywatelskich (de Nationale Ombudsman) Alex Brenninkmeijer opisał w 'de Telegraaf' historię Polaka, który stał się ofiarą skostniałego i niespójnego systemu biurokratycznego w Holandii.

Niejaki pan Erek (imię fikcyjne) został szczęśliwym ojcem swojej drugiej córeczki. Nadał dziecku imię i poszedł je zarejestrować w Urzędzie Gminy w Amsterdamie. Jako, że pan ten nosi typowo polskie nazwisko kończące się na -cki, które jak wiadomo określa płeć, poprosił o wypisanie aktu dziecka w formie żeńskiej. I tu zaczęły się schody. Urzędnik stwierdził, iż Erek posiadając Holenderskie obywatelstwo i mieszkając w Holandii musi dostosować się do reguł panujących w tym kraju. Ojciec zapytał, dlaczego w takim razie podczas zgłoszenia narodzin pierwszej córeczki w Gemeente Amstelveen problem ten nie zaistniał? Usłyszał, że popełniono tam błąd. Cóż, chcąc nie chcąc zastosował się do stawianych wymogów.

Po tygodniu zaskoczeni rodzice otrzymują pismo z Gemeente Amstelveen, iż mają się tam stawić w celu skorygowania nazwiska pierwszej córki. Nie zgadzają się. Dostają następne pismo. Nadal uparcie stoją przy swoim, w końcu to nie oni popełnili błąd. Wtedy Gmina rozpoczyna postępowanie cywilne. Erek musi się bronić, więc wynajmuje adwokata. Ten wnioskuje o pozostawienie nazwiska starszej córeczce, a młodsza będzie nosiła takie, jak postanowił Urząd. W końcu sąd się zgadza. Jakkolwiek sprawa została wygrana, kosztowała pozwanego 6.000 euro. Zwraca się więc do Gminy o zwrot kosztów. Gmina odmawia. Zwraca się więc do Rzecznika Praw Obywatelskich, który zajmuje się sprawą.

Alex Brenninkmeijer, de Nationale Ombudsman od 2005 roku mówi: "Erek poprzez akcję Urzędu w Amstelveen poniósł niepotrzebne, wysokie koszta równie niepotrzebnej rozprawy, której można było uniknąć gdyby spróbowano dialogu i okazano odrobinę dobrej woli. Gmina musiała oddać 4.500 euro, co było dobrą lekcją nt. 'porozmawiaj z petentem zamiast pochopnie podawać go do sądu.'". Źródło: http://www.telegraaf.nl/overgeld/experts/alexbrenninkmeijer/11829940/__Poolse_achternaam__.html



Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Easy Rider

06-04-2012 10:06

Viooltje napisał:
Nie mam pojęcia.
Chyba każdy ma do czynienie z różnego rodzaju urzędami i zawsze, ale to zawsze okazuje się, że wiele zależy od człowieka do którego się zwracamy. Jeden się postara sprawę załatwić, inny - utrudnić.

Czasem sobie myślę, że urzędnicy na całym świecie powinni się zwołać, zrobić rewoltę i założyć własne państwo. My im pomożemy. I niech ogrodzą się murami, strażnikami, pieczątkami i paragrafami i niechże żyją dluuugo i szczęśliwie. We własnej Ambtenaarlandii.
A ludziom niech dadzą spokój.




To swietny pomysl z tym wlasnym panstwem dla urzednikow,szkoda ze nikt nie wpadl na pomysl,utworzenia wlasnego panstwa dla ludzi z turbulecjami psychicznymi.
Mam murowanego kandydata na prezydenta tzw; glowe panstwa

Patboy !!!

05-04-2012 18:56

Bardzo ciekawy artykul,ciekawy tylko jestem dlaczego gemeente Amsterdam niepokwapila sie na ta rozmowe, cos co wlasnie coraz czesciej sie tu widzi i slyszy jezeli hodzi o nas Polakow.
Gdzie sie podziala slynna Holenderska TOLERANCJA??

Czy ktos moze sie orjetuje czy te reguly sa tylko dla ludzi z obywatelstwem Holenderskim,czy dla kazdego Polaka?
Tak naprawde wydaje mi sie to lekko dziwne,przeciesz kazdy w NL moze sobie zmienic nazwisko tak o na zachcianke

Patboy !!!

05-04-2012 17:57

????????????????????

Bliżej nas