Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Kto panuje nad herbatą w Europie?

 
 
Holendrzy mogą sobie mówić, co chcą – herbata jest brytyjskim napojem.


Istnieje pewne chińskie przysłowie „Dzień bez herbaty jest dniem bez radości”. Jednakże część radości pojawiającej się na wyspach pochodzi z irracjonalnego przekonania, że herbata nie ma już nic wspólnego z Chinami. 

 Została wchłonięta przez Brytyjczyków. I teraz należy do nich. Brytyjczycy są mistrzami w pochłanianiu herbaty – mowa tu o narodzie, który wstawia wodę nawet w czasie kulminacyjnej fali upałów, oraz nie odkłada na stół kubków czy filiżanek, sięgając po ostatnie zapasy naparu w trakcie Bożego Narodzenia. Wspólnie wypijają dziennie 165 milionów kubków, co daje 130 000 ton herbaty rocznie. W momencie, w którym czytasz ten artykuł, 20000 mieszkańców Wielkiej Brytanii są delektuje się filiżanką herbaty. 

I nagle pojawia się wiadomość z Holandii, że nowe wskazówki dotyczące zdrowego żywienia zalecają regularne picie od 3 do 5 porcji herbaty dziennie! Nawet wciągają w to dzieci – holenderscy uczniowie już w wieku 4 latach otrzymują herbatę do przerwy na drugie śniadanie. Co więcej, ktoś tutaj zaczyna sobie nawet rościć do niej prawa! 

 „Wierzymy, że to my przywieźliśmy herbatę do Europy, zanim zrobili to Anglicy, nawet jeśli do tej pory wywołuje to dyskusje” mówi Johan Lang, właściciel fabryki De Theefabriek oraz muzeum herbaty w Houwerzijl, Groningen. Rzeczywiści Panie Lang, jest to kwestia dyskusyjna. 

 Technicznie rzecz ujmując – w pewien zawiły, kompletnie nieznaczący sposób, może pan mieć rację. Kompania Wschodnio-Indyjska przywiozła po raz pierwszy zieloną herbatę z Japonii do Europy w 1610 roku, ale roślina szybko znalazła się w Wielkiej Brytanii, po tym, jak król Karol II zakochał się w niej na wygnaniu, na którym przebywał w Hadze. Oczywiście, zabrał ją ze sobą z powrotem. Wraz z tym holenderska dominacja zaczęła szybko odchodzić w odstawkę. 

 Właśnie tak! W międzyczasie Wielka Brytania stała się prawdziwą stolicą filiżanki. Obecnie Holendrzy nie znajdują się nawet w pierwszej dwudziestce rankingów spożycia herbaty na osobę. Brytyjczycy biją ich na głowę, zajmując czwarte miejsce na liście. 

Na wyspach herbata ma status narodowego napoju. Na królewskich przyjęciach, gdy odbywają się one w budynku, obowiązują rygorystyczne zasady co do jej picia. Herbata sama w sobie jest tematem jednej z najpopularniejszych książek dziecięcych (The Tiger Who Came to Tea – Tygrys, który przyszedł na herbatę) oraz filmów (Brief Encounter, Spotkanie). 

 Ludzie kłócą się o to, czy mleko powinno być nalane pierwsze? Czy cukier jest wyjątkowym faux-pas? Czy naprawdę zawsze powinno się ją podawać w filiżance na spodku? Liściasta, czy w torebkach? To są prawdziwe dylematy etykiety, o których Japończycy nawet nie śnili. 

 Możliwe, że właśnie dlatego można spojrzeć życzliwie na Holendrów, którzy dużo chętniej piją kawę niż herbatę. Przynajmniej zdają sobie sprawę ze zdrowotnych właściwości porządnego kubka herbaty: jej liście zawierają polifenole, które mają działanie przeciwutleniające, pomagają zwalczyć choroby oraz oznaki starzenia. Dodatkowo w herbacie można odnaleźć teinę, substancje, która wzmaga koncentrację i dobrze wpływa na pamięć. Dosłownie napar Bogów. 

 z: telegraph.co.uk
Gość
Wyślij


Bliżej nas