Geert Wilders podczas przemówienia 11 września w Nowym Jorku w rocznicę ataków Foto: Reuters / Chip East |
Jeszcze kilka miesięcy temu holenderski dyplomata będący za granicą mógł powiedzieć, że Geert Wilders jest ‘tylko' parlamentarzystą, gdy ten znów ostrzegał przed nadciągającym ‘tsunami islamizacji'. Lub gdy porównywał Koran do „Mein Kampf". Geert Wilders to tylko przejaw wolności słowa, nic więcej.
Te czasy już minęły. Partia Wildersa (Partij voor de Vrijheid) jest trzecią partią w kraju. Nikt już nie może twierdzić, że wypowiedzi Wildersa reprezentują wyłącznie jego prywatne przekonania. Jego słowa to odzwierciedlenie ogólnego uczucia niezadowolenia. Ponadto PVV, przynajmniej w tej chwili, odgrywa kluczową rolę przy formowaniu rządu. Zagraniczna prasa ostro komentuje obecną sytuację.
I tak we francuskim dzienniku „Libération" czytamy, że polityka holenderska jest zakładniczką Wildersa. Belgijski „De Standaard" nazwał Wildersa „niekoronowanym królem Holandii". Niemieckie i brytyjskie gazety piszą, że na „holenderskiego Mozarta" skierowany jest argusowy wzrok.
Przemowa Wildersa w Nowym Jorku:
Przed wystąpieniem Wildersa, żywo dyskutowano na temat tego wydarzenia. Sama przemowa wywołała zdecydowanie mniej reakcji. Zawierała zdecydowanie mniej ostrych wypowiedzi niż można się było tego spodziewać. Aczkolwiek oczywiście była to przemowa o wydźwięku antyislamskim.
Moja Niderlandia / iLogic News
To może Cię zainteresować