Zbiórka dla narzeczonej zmarłego Mateusza i córki Gabrysi (stan wpłat na 12.02.2019, godz. 18:00)
pomagam.pl/screenshot
Nieszczęśliwy wypadek Polaków, których ciała znajdujące się w samochodzie wydobyto 10 lutego z kanału w Obdam, odbił się echem w holenderskich i polskich mediach. Zareagowała również firma zatrudniająca ofiary oraz setki rodaków w kraju i na świecie. Pojawiły się również zbiórki pieniędzy dla rodzin, jednak nie wszystkie z nich okazały się prawdziwe.
Pomoc dla pracowników
Następnego dnia po ogłoszeniu smutnych wieści były pracodawca z Borst Bloembollen zorganizował spotkanie poświęcone tragicznie zmarłym. Cała załoga zebrała się na stołówce firmy. Burmistrz miasta także wyraził ubolewanie nad stratą i odbył rozmowy z personelem.
Pracownicy udali się również na miejsce wypadku na Bermeerdijk. W milczeniu złożyli dziesiątki białych tulipanów, by uczcić byłych kolegów i koleżankę z pracy. Wielu zatrudnionych znało ofiary, choć w przedsiębiorstwie produkującym cebulki kwiatowe Polacy pracowali od 9 stycznia. Firma zatrudnia około 80 osób, a połowa z nich pochodzi z Polski.
Na stronie internetowej i profilu facebookowym Borst Bloembollen BV widnieje krótka notka o wypadku w języku polskim i holenderskim:
W sobotnie popołudnie, 10 lutego, dotarła do nas wiadomość o dramatycznym wypadku, w którym czterech naszych pracowników straciło życie.
Byli to Ewa Kaminska, Artur Strycharczuk, Emil Kot en Mateusz Maturzynski.
Jesteśmy w szoku, a całe zdarzenie wydaje się nieprawdopodobne. Myślami łączymy się w żałobie z rodzinami, przyjaciółmi i bliskimi. ~https://www.borstbloembollen.nl/
Dyrektor Jos Borst zaoferował również profesjonalną pomoc organizacji zajmującej się wspieraniem ofiar – Slachtofferhulp Nederland oraz wsparcie tłumacza. W najbliższych dniach pracownicy mogą zgłosić się do specjalistów, jeśli odczują taką potrzebę. W stołówce firmy umieszczono również księgę kondolencyjną.
Nie pojawili się w pracy
Zaginięcie zgłoszono w sobotę, kiedy okazało się, że po zmianie zakończonej około 23:00 w piątek grupa nie wróciła na teren kempingu De Boerenzwaluw w Zijdewind. „Mieli pracować o trzeciej, ale kiedy się nie pojawili, zaczęliśmy dzwonić, nikt nie odbierał, to było dla nas niepokojące” – powiedziała w rozmowie z RTL Nieuws Elly Borst, siostra właściciela firmy zatrudniającej Polaków.
Kobieta podkreśla, że grupa nie miała ze sobą alkoholu, gdy opuścili miejsce pracy.
Ofiarami nieszczęśliwego zdarzenia było trzech mężczyzn w wieku 20-21 lat oraz 48-letnia kobieta. Mateusz Maturzyński osierocił siedmiomiesięczną Gabrysię, a w Polsce czekała na niego również narzeczona Agata.
Czytelniczka: „Ta droga jest wąska i nieoświetlona”
Policja wciąż bada okoliczności wypadku, a rzecznik powiedział, że incydent mógł być spowodowany m.in. pogodą, warunkami drogowymi i stanem technicznym pojazdu. Jedna z czytelniczek naszego portalu, Agnieszka Ch., wielokrotnie przebywała tę drogę w przeszłości:
Ta trasa jest bardzo niebezpieczna, zwłaszcza dla kogoś, kto dopiero co przyjechał do Holandii. Wiem, że wtedy panowały trudne warunki pogodowe i wiał silny wiatr. Wzdłuż kanału biegną dwie trasy. Wypadek miał miejsce na tej w stronę Spanbroek. Ta droga jest wąska i nieoświetlona, w sezonie wiosenno-jesiennym kanał jest obrośnięty i często, wyjeżdżając zza zakrętu, mamy słabą widoczność.
Miejsce wypadku jest znane osobom pracującym nieopodal: „Generalnie ta droga jest pechowa i niejeden Polak tam utopił auto. Znajomy sam się chwalił, jak po pijaku wjechał autem do kanału i w konsekwencji stracił prawo jazdy”.
Fałszywe zbiórki
Tuż po tragedii na Facebooku zaczęły pojawiać się inicjatywy skierowane do rodzin ofiar nieszczęśliwego wypadku. Niektóre z nich miały służyć pomocy finansowej w celu przetransportowania zwłok do kraju. Zbiórki nie zostały opublikowane na żadnym serwisie stricte do tego przeznaczonym, a wszystkie informacje podane były w postach. Po czasie użytkownicy zaczęli poddawać w wątpliwość wiarygodność kwest, ponieważ było ich… zbyt wiele. „Tego to już chyba nikt nie ogarnia, a ja już naliczyłem 4 zbiórki” – napisał Patryk T. pod postem poruszającym problem na grupie „Polacy w Holandii”.
Niedługo trzeba było czekać na reakcję internautów. Wiele osób zaczęło pisać wiadomości do rodzin zmarłych, aby wyjaśnić tę sytuację. Narzeczona Mateusza dobitnie poinformowała o aktualnej pomocy finansowej – w poście opublikowanym na swoim profilu na Facebooku nazywała zamieszanie z dziwnymi zbiórkami „wielką chorą akcją”.
W komentarzach zawiadamiła o prawdziwości tylko jednej z inicjatyw, co potwierdziły słowa siostry zmarłego: „Nasze-radio.nl otrzymało zgodę od nas na zbiórkę, od początku byliśmy poinformowani. Cały czas mamy wgląd na kwotę, którą czytelnicy wpłacają”.
Wspomóc można również bezpośrednio narzeczoną Mateusza i jej córkę Gabrysię poprzez akcję na stronie pomagam.pl. Obecnie (stan wpłat na 12.02.2019, godz. 18:00) 142 osoby wpłaciły łącznie 5500 złotych, a kwota ta systematycznie rośnie. „Zdajemy sobie sprawę z tego, że żadne pieniądze nie są w stanie zrekompensować cierpienia rodziny, aczkolwiek chcielibyśmy, aby samotna matka w jak najlepszy sposób mogła sprostać wychowaniu dziecka. Liczymy na wasze wsparcie i wierzymy, że razem możemy wiele!” – napisała organizatorka zbiórki, Aleksandra Lorenc.