Tymi zachowaniami wkurzysz Holendra!
Adobe Stock/licencja podstawowa
Wyjeżdżając na inny kontynent, spodziewamy się sporej różnicy kulturowej. Poznajemy zasady obowiązujące na terenie danego kraju i wiemy, że powinniśmy się do nich dostosować. Często zapominamy jednak, że podobne różnice obyczajowe występują także w państwach, które geograficznie znajdują się bliżej naszej ojczyzny. Także z Holandią związanych jest kilka rzeczy, na które należy uważać i zasad, których nieprzestrzeganie może rozzłościć rodowitych mieszkańców.
Mylenie Holendrów z Duńczykami i Niemcami
Polacy nie tolerują, gdy osoba z zagranicy myśli, że są obywatelami innego państwa, np. Rosji. Podobnie w przypadku Holendrów. Szczególnie denerwujące jest dla nich to, gdy ktoś nazwie ich Duńczykami lub Niemcami. Ta pomyłka ma najczęściej miejsce, gdy Niderlandczycy przebywają poza ojczyzną i ktoś błędnie rozpozna ich akcent. Warto jednak wiedzieć, że często do podobnego błędu dochodzi także w kraju tulipanów.
Może się wydawać, że osoba przybywająca do Holandii jest świadoma, jak nazywają się obywatele tego kraju. Dla nieanglojęzycznych obcokrajowców może być to jednak mylące. Wyrażenie,,dutch” odnosi się do tego, co niderlandzkie, ale określeniem tym nazywa się także rodowitych Holendrów. Problem pojawia się w sytuacji, gdy ktoś wskutek pomyłki powie ,,deutch” (które odnosi się do Niemców), lub ,,danes” (do Duńczyków). Niderlandczycy naprawdę nie znoszą tego typu pomyłek i bardzo łatwo może to wzbudzić u nich irytację.
Na temat Holendrów krąży w świecie wiele krzywdzących stereotypów.
Źródło: Adobe Stock/licencja podstawowa
Ścieżka rowerowa to święta strefa
Miłość Holendrów do jazdy na rowerze jest znana na całym świecie. W kraju mieszka blisko 18 mln obywateli i znajduje się ponad 22 mln jednośladów. Idąc ulicą, trzeba mieć oczy dookoła głowy, by nie wpaść pod koła pojazdu, ale przede wszystkim należy uważać, by nie wejść na ścieżkę rowerową.
W Polsce, podobnie jak w Holandii, ścieżki rowerowe są wyraźnie zaznaczone i nie da się ich przeoczyć. Nierzadko zdarza się jednak, że piesi ignorują oznakowanie i poruszają się po obszarze, jak po chodniku. Do takiego zachowania nie można dopuścić w Niderlandach. Jeżeli w takim miejscu dojdzie do kolizji, to nikt nie stanie po stronie pieszego. W tym kraju równie uprzywilejowane są osoby poruszające się jednośladem, i warto mieć to na uwadze.
Niektórzy pracodawcy wypłacajom dojeżdżającym do pracy na rowerze dodatek do pensji.
Źródło: fotolia.com/ fot. Sergii Mostovyi/ royalty free
Rozmowa o Zwarte Piet
Mówi się, że aby przeprowadzić udaną pogawędkę, warto unikać poruszania tematów religijnych oraz politycznych. W Holandii istnieje jeszcze jedna kategoria, od której warto trzymać się z dala i dotyczy ona tradycji. Szczególnie jeśli rozmawiamy z kimś o świętach Bożego Narodzenia, i w dyskusji pojawi się hasło Czarnego Piotrusia.
Zwarte Piet, czyli po polsku Czarny Piotruś, to pomocnik Sinterklaasa. Od wieków wiernie stoi u boku niderlandzkiego Mikołaja podczas świątecznych obchodów. Jego usmarowana na czarno twarz (podobno od kominowej sadzy) co roku cieszy setki dzieci.
Kilka lat temu zaczęto uważać, że postać Zwarte Pieta jest pozostałością kolonialnej przeszłości Niderlandów i przejawem dyskryminacji. Organizowano protesty, a w 2019 roku przeciwnicy Zwarte Piet złożyli w sądzie pismo wnioskujące o całkowitą zmianę wizerunku postaci. W efekcie w 2021 roku na wielu paradach postać występowała już jedynie z osmoloną, a nie pomalowaną całkowicie na czarno twarzą. Choć wydaje się, że temat został zamknięty, to dla wielu jest on dalej kontrowersyjny i nie warto poruszać go w rozmowie z rodowitym Holendrem. Zderzenie odmiennych poglądów w tej kwestii może wywołać burzliwą kłótnię.
Zwarte Piet ma tradycyjnie twarz pomalowaną na czarno. Nie wszystkim Holendrom ten fakt się podoba.
Źródło: Flickr.com/Attribution-NoDerivs 2.0 Generic (CC BY-ND 2.0)/Hans Splinter
Zdjęcia w Dzielnicy Czerwonych Latarni
Turyści przyjeżdżający do Holandii najczęściej odwiedzają jej stolicę, czyli Amsterdam. Tam kierują się do Rijksmuseum, spacerują nad kanałami, ale także chcą zobaczyć najpopularniejszą część miasta, czyli Dzielnicę Czerwonych Latarni. W wielkich witrynach można zobaczyć nagie prostytutki, które kuszą potencjalnych klientów. Będąc w tym miejscu, należy pamiętać o jednej ważnej rzeczy: pod żadnym pozorem nie wolno robić zdjęć!
Zakaz fotografowania prostytutek w Amsterdamie ma na celu zachować ich prywatność. Choć stoją one w przeszklonych witrynach, to znajdują się w domach, a zatem w niepublicznej części miasta.
Choć oficjalnie zakaz robienia zdjęć w Dzielnicy Czerwonych Latarni dotyczy tylko fotografowania prostytutek, to zaleca się, by na czas przejścia ulicami schować wszelkie telefony i kamery. Niektóre osoby odpowiadające za prywatność kobiet w witrynach bywają przewrażliwione. Nawet jeśli będziesz uwieczniać jedynie budynki, to możesz spotkać się z ich złością, a w skrajnych wypadkach nawet z konfiskatą urządzenia.
De Wallen to najchętniej odwiedzana przez turystów dzielnica Amsterdamu.
Źródło: fotolia.com/ fot. matousekfoto/ royalty free
Niezapowiedziane wizyty
Przyjeżdżasz do kraju tulipanów i szukasz nowych znajomych? Holendrzy nie są uznawani za zbyt towarzyski naród, ale na pewno uda ci się znaleźć kogoś, z kim znajdziesz nić porozumienia. Gdy wasza relacja stanie się bliższa, możesz wpaść na pomysł, by odwiedzić tę osobę w domu. Kluczowe, by w takiej sytuacji pamiętać o wykonaniu telefonu i zapowiedzeniu swojej wizyty. W przeciwnym razie może to negatywnie wpłynąć na waszą znajomość.
Dla Holendrów niezapowiedziane odwiedziny w domu są wysoce niestosowne. Nie chodzi tylko o to, że danej osoby może nie być w mieszkaniu, ale także o to, że przyjeżdżanie bez uprzedzenia jest po prostu niegrzeczne. W takiej sytuacji Niderlandczyk może nie okazać złości w widoczny sposób, ale z pewnością zapamięta twoje naganne zachowanie.