Piorun trafił w samolot lecący z Rotterdamu.
Adobe Stock/licencja podstawowa
Ten rejs pasażerowie lecący z Rotterdamu na Fuerteventurę zapamiętają do końca życia. Niespodziewanie, chwilę po starcie w pojazd uderzył piorun. Pilot podjął decyzję niezwłocznym powrocie na niderlandzkie lotnisko, by sprawdzić stan samolotu.
Uderzenie pioruna
Do niebezpiecznego zdarzenia doszło 27 września. Pasażerowie lotu OR 1611 wyruszyli z portu lotniczego Rotterdam The Hague o godzinie 11 i jeszcze po południu mieli znaleźć się na jednej z wysp kanaryjskich: Fuerteventurze. Wszystko zmieniło się po godzinie od startu. Według relacji pracowników linii pilot zawrócił, kiedy pojazd znajdował się na wysokości wschodniego wybrzeża Anglii. Powodem do powrotu było nagłe uderzenie pioruna.
Na pokładzie słychać było huk. Następnie pilot postanowił polecieć z powrotem do Holandii „dla pewności”. Mogło to wynikać z faktu, że samolot był w trasie przez krótki czas ~relacja rzeczniczki biura podróży dla AD.
Kontrola samolotu
Po powrocie na lotnisko eksperci zajęli się wnikliwą kontrolą pojazdu. Okazało się, że samolot nie został poważnie uszkodzony, ale mimo to podjęto decyzję o jego tymczasowym uziemieniu.
Obecnie kadłuby samolotów są tworzone tak, by były piorunochronne. Wszelkie uderzenia nie stanowią zatem zagrożenia, jednak sam dźwięk towarzyszący temu zjawisku może z łatwością wywołać panikę na pokładzie.
Zdaniem rzeczniczki biura podróży cytowanej przez portal AD uderzenie piorunem w samolot nie jest aż tak niebezpieczne i rzadkie, jak mogłoby się wydawać. Niezbędna jest jednak wnikliwa kontrola pojazdu po całym incydencie i uprzedzenie innych pilotów o możliwości wystąpienia podobnych niedogodności.
Pioruny i samoloty
W ciągu ostatniego miesiąca światowe media informowały także o dwóch innych niebezpiecznych przypadkach, kiedy w samolot uderzył piorun. Pierwsza sytuacja dotyczyła rejsu z Krakowa do Göteborga, a druga lotu z Mediolanu do Neapolu.
Zdarzenie, które nastąpiło po wylocie z Polski 10 września, zakończyło się podobnie jak to, które miało miejsce 27 września. Pasażerowie usłyszeli huk, ale maszyna nie została uszkodzona. Pilot szybko podjął decyzję o powrocie na lotnisko i wszystko skończyło się dobrze.
W przypadku rejsu we Włoszech sytuacja była dużo bardziej skomplikowana. Piorun uderzył bowiem w skrzydło samolotu, powodując zniszczenia widoczne dla pasażerów. Na pokładzie wybuchła panika, która pomimo prób nie została opanowana przez obsługę. Pilot w porozumieniu z kontrolerami lotu zdecydował o awaryjnym lądowaniu i pojazd zakończył podróż na lotnisku w Bari. Żadna z osób znajdujących się w pojeździe nie odniosła obrażeń.