Aresztowana osoba na posterunku (zdjęcie poglądowe).
fotolia.com/Royalty-free/Thomas
Policja w Holandii poinformowała o zatrzymaniu trzech mężczyzn, którzy nachalnie zaczepiali uchodźców z Ukrainy: kobiety i ich dzieci. Podano, że mężczyźni prawdopodobnie pochodzili z Polski, a ze względu na to, że byli agresywni, funkcjonariusze zastosowali wobec nich środki przymusu bezpośredniego.
Zatrzymanie mężczyzn
Do aresztowania trzech podejrzanych przechodniów doszło w sobotę 4 czerwca na Buys Ballotstraat w Schoondijke (Zelandia). Około godziny 23 policja otrzymała informację o możliwej bójce, która miała odbywać się w tym miejscu. Kiedy służby przybyły na miejsce, po zdarzeniu nie było śladu. Pojawili się jednak mężczyźni, którzy nękali Ukrainki i ich dzieci.
Trio, najprawdopodobniej Polacy, nie słuchali oficerów, a jeden z nich podszedł do nich w sposób agresywny. Oficerowie użyli więc pałek i spryskali mężczyzn gazem pieprzowym
~komunikat policji w Holandii.
Okazało się, że mężczyźni, których zatrzymała policja, byli nietrzeźwi. To właśnie z tego powodu mogło wynikać ich agresywne zachowanie, na które odpowiedziały służby. Podjęcie środków przymusu bezpośredniego skończyło się bez obrażeń.
Funkcjonariusze nie potwierdzili tożsamości mężczyzn. Nie wiadomo zatem, czy były to osoby mieszkające w okolicy, czy turyści. Nie wiadomo także, na jakiej podstawie uznano, że byli to właśnie Polacy. Funkcjonariusze przyznali jedynie, że zatrzymani spędzili noc w areszcie, wytrzeźwieli, a następnie zostali wypuszczeni na wolność.
Polacy w Holandii
O niebezpiecznych zdarzeniach z udziałem Polaków w Niderlandach słyszy się coraz częściej. Wynika to przede wszystkim z faktu, że jest to jedna z największych grup narodowościowych żyjących w kraju tulipanów, a migrantów stale przybywa.
Liczba Polaków mieszkających obecnie w Niderlandach wynosi około 250 000.
Najważniejszą sprawą z udziałem Polaka, którą obecnie żyją Holendrzy, jest morderstwo Petera de Vriesa. Choć tragiczne zdarzenie miało miejsce w lipcu ubiegłego roku, to temat powrócił za sprawą procesu sądowego. Kamil E. prowadził samochód, w którym przebywał morderca niderlandzkiego dziennikarza. Przywiózł strzelca na miejsce, a po zamachu także z nim odjechał. Polak zarzekał się, że otrzymał jedynie zadanie, by prowadzić auto. Nie znał szczegółów i nie wiedział, że przewozi płatnego zabójcę.